"Wyróżnij się albo zgiń" - hasło wylansowane lata temu przez Jacka Trouta jest wciąż jednym z najczęściej powtarzanych powiedzeń dotyczących marketingu.
Jednym z powodów jest fakt, że nie straciło nic na świeżości. Jest to też jedno z najczęstszych życzeń naszych klientów. Bardzo często zrobienie czegoś "innego" staje się ważniejsze niż zrobienie czegoś po prostu dobrze. Do dzisiaj wspominam przykład ze spotkania podczas jednej z naszych pierwszych realizacji w 2009 roku. Klient miał marzenie, aby w filmie o jego inwestycji środkiem Gdyni, ulicą Świętojańską płynął gigantyczny Titanic. Nie potrafię ocenić, czy ten pomysł był tylko absurdalny, a może wręcz przeciwnie - był genialny! Ostatecznie nie podjęliśmy się takiej ryzykownej formy i w filmie statki pojawiają się jedynie w porcie.
Przez kolejne lata prośby o zrobienie "czegoś innego niż wszyscy" słyszę mniej więcej 4 razy na każde 5 spotkań. Oczywiście fajnie jest zrobić coś całkiem nowatorskiego. Kilkadziesiąt lat temu zdarzyło się nawet, ze w F1 wystartował bolid, którego konstrukcja opierała się o trzy (!) osie. Wielkiej kariery wyścigowej nie zrobił. Jednak z innej perspektywy Ian Boklev pod koniec lat 80-tych zrewolucjonizował skoki narciarskie, kiedy odkrył, że leci się dalej kiedy narty ułożone są w literę V. Dziś nikt nie skacze inaczej.
Ale o co prosi ten co piąty klient, skoro większość chce "czegoś innego niż wszyscy"? Ten co piąty mówi: "Panowie, zróbcie to najlepiej jak potraficie".
Wbrew hasłu, którym rozpocząłem ten wpis zrobienie czegoś najlepiej ale też najpoprawniej jak się da często przynosi lepsze efekty niż szukanie ekstrawagancji na siłę.
Jest jeszcze jeden typ klienta… taki którego zawsze trochę się boję, taki, który jak w pokerze zmusza do odkrycia wszystkich kart i sprawdzenia co tak naprawdę mamy w swojej talii. Taki, który wyciąga nam z ręki kartę za kartą i lepiej dla nas aby nie było tam nic słabszego niż as :)
Takim klientem jest firma transportowa Alegre. Nasza współpraca wygląda właśnie w sposób opisany w powyższym porównaniu.
"Panowie, proszę o wykonanie ulotki".
Tak właśnie się zaczęło.
Proste przypadkowe zadanie wrzucone wrzucone gdzieś pomiędzy innymi tematami, którymi się wtedy zajmowaliśmy. Być może to tylko wrzutka, jakich wiele, która zatrzyma się w momencie wysłania wyceny, bo przecież projekt powinien być za darmo :) Okazało się, że nie. Uczciwa wycena tej niewielkiej pracy poskutkowała szybką decyzją, że mamy robić. Ulotka wyszła całkiem fajnie, choć raziło trochę archaiczne logo. Uratowały ją dobre zdjęcia, które dostaliśmy z Malborka.
“Chcieliśmy sprawdzić, jak się z Wami pracuje, to może teraz zrobimy coś większego?”
Tym czymś większym okazała się być strona internetowa…
Fajnie fajnie, ale kurcze to logo naprawdę nadawało się do mocnego liftingu, a może i całkowitej wymiany. No nic… trzeba powiedzieć wprost, że ot tak strony nie zrobimy ...
- 1.Trzeba rozpocząć od praca nad identyfikacją – bo bez niej nie rozpoczniemy pracy nad grafiką.
- 2.Praca nad warstwą tekstową może rozpocząć się równolegle.
- 3.Kiedy dwa powyższe punkty będą zamknięte rozpoczynamy pracę nad grafiką czyli:
- projekt graficzny strony www,
- wszystkie materiały drukowane (teczki, ulotki, wizytówki etc.),
- następnie albo robimy dokładne wizualizacje floty w 3D albo pomijamy ten punkt, oklejamy ciągniki/naczepy i robimy sesję foto.
- 4.Jak mamy wszystko dopiero składamy stronę WWW.
Dogadaliśmy się bardzo sprawnie.
Po mailu z ofertą i kilku rozmowach telefonicznych przyszedł czas na pierwsze spotkanie twarzą w twarz. Scena trochę jak z Casino Royale, ale obyło się bez wstrzykiwania adrenaliny w serce. Popatrzeliśmy sobie w oczy i zbudowaliśmy obustronne zaufanie. W końcu gramy do tej samej bramki.
Dalsza praca wyglądała tak jak w ofercie: trzy propozycje zmiany logo (we współpracy z lokalnym studiem graficznym), praca na tym wybranym, przykłady zastosowań, równolegle praca z copywriterem i pisanie tekstów, grafika strony głównej a potem każdej kolejnej podstrony i na samym końcu truskawka na torcie czyli programowanie!
"No dobra przekonał mnie Pan, zobaczmy na próbę co się wydarzy po jednym miesiącu".
Ten cytat dotyczy social mediów.
Kiedy zrobiliśmy nową identyfikacje i postawiliśmy stronę www wydawało się całkiem naturalnym aby starać się tym nowym wizerunkiem firmy pochwalić „na mieście”. To trochę tak, jakby pójść do krawca, który uszyje nowy, świetnie dopasowany garnitur, zgodny z modą i dopasowany do trendów. Ubrać ten garnitur i zamiast iść na bal do ambasady, to usiąść wygonie w fotelu i puścić sobie winyla Donalda Fagena. Płyta „The Nighfly” jest genialna, ale pokazać się w nowym garniturze to też fajna sprawa.
Dlatego byłem strasznie zdziwiony kiedy od Pana Radka z Alegre w regularniej comiesięcznej rozmowie telefonicznej słyszałem najgrzeczniejsze – ale jednak – słowa odmowy.
Oczywiście w branży transportowej social media to nie jest główne medium, którym dociera się do potencjalnych klientów czy pracowników. Temat jest bardziej skomplikowany i nie będę go tutaj szczegółowo rozpisywał, ale jednak dobrze prowadzone profile społecznościowe wpływają i na lepsze pozycjonowanie marki oraz realizuję zasięgi same przez siebie.
„No dobra przekonał mnie Pan, zobaczmy na próbę co się wydarzy po jednym miesiącu”.
Kiedy w końcu usłyszałem te słowa poczułem jak wykładam na stół ostatnią kartę z tych trzymanych w ręku. Może zostało coś jeszcze w rękawie :) ale w tamtym momencie poczułem pewnego rodzaju spełnienie i ulgę. „To będzie idealny klient do portfolio” - pomyślałem.
Rozpoczęliśmy od prostej ulotki, a po roku od pierwszego kontaktu mamy nieskromne poczucie wykonanie sporego kawałka bardzo dobrej roboty.
Tylko moja żona się strasznie dziwi kiedy gdzieś na drodze na Chojnice zawsze krzyczę: „Aaaaaaaa!!!!! Paaaatrz ALEGRE JEDZIE!!!" i po chwili dodaję z dumą „To my robiliśmy projekt tego oklejenia". Odpowiedź jest najczęściej ta sama: „Przecież wiem, zawsze mi to mówisz".